-Widzę,
że świetnie się bawiłaś.- stwierdziła starsza pani.
- Ja
naprawdę przepraszam- odpowiedziałam przecierając swoje zaspane oczy.- Jakoś to
pani zrekompensuję.
-
Dobrze już dobrze.- nastała cisza.- Może przejdziemy lepiej na na ty?
-
Dobry pomysł, tak będzie zdecydowanie lepiej.- ziewnęłam. Podając jej rękę powiedziałam swoje imię.- Bożena.
-Valerie-
uścisnęła moją dłoń po czy dodała.- Pomyśl może nad jakimi imieniem zastępczym,
bo trudno mi będzie go używać. Boz..
Bosi... Mniejsza o to po prostu zmień swoje imię na czas pobytu w Londynie.
- Valerie masz racje, pomyśle nad tym.
-Po
prostu Val.- uśmiechnęła się w moją stronę.- Mówiłaś coś o rozmowie z
rodzicami.
- Tak
miałam pogadać z nimi o dziewiętnastej, a która jest godzina?- zapytałam.
- W
pół do ósmej córciu.- Gdy to usłyszałam pobiegłam pędem do swojego mieszkania.
Zrobiłam to na boso, ale cóż moja mama nienawidziła jak ktoś się spóźnia.
Włączyłam laptopa, to znaczy próbowałam go włączyć, ale była rozładowana
bateria.
-Gdzie
jest to cholerne gniazdko? Ooo tu się schowało.- uradowana znalezieniem gniazdka
podłączyłam ładowarka i tym razem już odpaliłam sprzęt.
Miałam
kilka chwil na po włączanie świateł w mieszkaniu, znalezienie kapci orazna
modlitwe o to by moja matka mnie nie zabiła przez Skypa.
- O
nareszcie jesteś córciu. Gdzie się włóczyłaś.- spytała z miną wściekłego
goblina.
-No
wiesz z grupką znajomych skopaliśmy kilku małolatów i skroiliśmy im komóry.-
widząc pogorszenie w wyrazie twarzy mamy, powiedziałam jej prawdę.- Tak na
serio to byłam u sąsiadki i oglądałyśmy koncert, w sumie to ona oglądała, a ja
zasnęłam, dlatego przyszłam trochę później.
-
Bożenko, córciu ile razy ci mówiłam, że masz się nie spóźniać i przede wszystkim
nie robić sobie ze mnie ŻARTÓW.- wydarła się na mnie akcentując ostatnie słowo
dość dobitnie. Wkurzyłam się, miałam już tego serdecznie dość.
- To
ty mnie tu wysłałaś i nie mam nawet grosza, nic tu nie mam, a w Malinówku
miałam wszystko czego potrzebowałam.
-
Bożena nie pyskuj, masz tatę, bo ja już nie potrafię z tobą rozmawiać.-
poleciała mi słona łza po poliku. Ja już naprawdę nie miałam siły. To miasto
mnie przytłaczało, a cały dzień spędziłam na poszukiwaniu pracy.
-
Cześć córciu, nie płacz. Nawet nie wiesz jak za tobą tęsknie. Jak znalazłaś już jakąś prace?- spytał troskliwie tata.
-
Niestety nic nie znalazłam i też bardzo za tobą tęsknie.- przetarłam oczy i
zebrałam si,e w sobie by zatrzymać potok łez.
-Musi
ci być tam cholernie źle Jackie.-spytał.
-
Nazwałeś mnie Jackie?- zrobiłam wielkie oczy.
-
Tak, babcia Lucia chciała dać ci tak na imię, aż nie mogę uwierzyć, że już nie żyje.- posmutniał.
- Ale
babcia Lucia ży...- nie to nie mogła byś prawda tylko nie moja babcia
Lucia.- Kiedy to się stało.
-
Wczoraj wieczorem- nie wytrzymam już tego z dnia na dzień jest coraz gorzej.-
Nie martw się.
-
Tato ja wrócę, muszę być przy tobie i wogólę na je je jej pogrzebię.- znowu się jąkałam. Moja zamerykanizowana babunia była najukochańsza, robiła przepyszne
hamburgery.- No tak nie mam pracy, a tym bardziej pieniędzy. Damy sobie jakoś rade.
- Taj
znać jak znajdziesz jakąś prace. - przytaknęłam.- dobranoc.
-
Dobranoc.
Wyłączyłam laptopa i wstawiłam wodę na
herbatę. Miałam świadomość , że ona kiedyś umrze, ale przecież była młodsza od
Val. Popłakałam się. Nie mogłam znieść myśli, że nie będzie mnie na jej
pogrzebie i to wszystko przez moją matkę. Czułam wtedy taki gniew na siebie, a
w szczególności na mamę. Usłyszałam pukanie.
-
Kochanie to są twoje buciczki.- przestała być wesołą starsza panią.- co się stało Bosie, Boze, co się stało?
- Mów
na mnie Jackie.- westchnęłam, a nowa fala płaczu mnie zaatakowała.
-Jackie,
chodź usiądź, powiedz mi wszystko ulży ci.-
zaczęłam jej wszystko opowiadać. Ona patrzyła ze zrozumieniem i otulała
mnie swoim starym, ale jakże walijskim ramieniem. - przykro mi.
W ten
sposób, jak dla mnie na drugim końcu świata, odnalazłam swoja najlepszą
przyjaciółkę.
***
Następnego
dnia po nie przespanej nocy ruszyłam w miasto. Siedząc nad gazeta i laptopem
nigdy nie znajdę pracy. Jedyne czego dziś pragnęłam to znaleźć prace i wrócić
do domu. Zaczęłam od śródmieścia pytałam, chodziłam nikt nikogo nie
potrzebowała do pracy. Jednak gdy wracałam do domu na jednym oknie Pubu,
restauracji, czort wiedział co to tak naprawdę jest. Wisiało ogłoszenie
poszukujemy kelnerki i barmana więcej informacji pod jakimś tam numerem
telefonu.
- Nareszcie - no i oczywiście zaczęłam tańczyć i śpiewać ze szczęścia. Tak wiem byłam w żałobie, ale babcia lubiła jak śpiewam, choć do drugie nie wychodziło mi najlepiej, a jak sami wcześniej zauważyliście potrafie śpiewać tylko na weselach.- "pick you up later on what to do? i dosen't matter ' cause you get what you want throught and if you shatter everything that we've got will you call me on occasion if you like it or not, oh no"
-
Przepraszam, co pani robi? Wyszedł jakiś facet, własnie z tego budynku na
którym wisiała kartka.
- Pan
jest właścicielem?- spytałam.
-
Tak, a w czy mogę pomóc?
- Ja
w sprawie pracy jako kelnerka.- odpowiedziałam.
-
Masz tu moja wizytówkę. Na ten e-mail masz wysłać w swoje CV, a swoją droga to
ty powinnaś zostać piosenkarka albo tancerka.- uśmiechną się w moją
stronę. Widać, że nie był to jeden z
tych nie wyluzowanych szefów.- Swoja drogą radził bym ci pędzić do domu, bo
zbiera się na wielką ulewę.
-
Żeby pan nie wykrakał- odpowiedziałam, jednym z tych miłych uśmiechów.- Do
widzenia.
Wracając nuciłam sobie tą piosenkę. Niestety nie ominęła mnie ulewa. Szybko schowałam się pod daszek i wtedy poszedł do mnie pewien mężczyzna.
HAHAHHAHAHAHHAH SKROILISMY IM KOMORY I PO PROSTU VAL XDDDDDDDDDD MADZIA SIKAAAAAAAM XD
OdpowiedzUsuńsuper;D a ta przyjaciółka zniewalająca, Boże Boże Bożenko....
OdpowiedzUsuń